wtorek, 6 stycznia 2015

Mezoterapia igłowa - nie ma się czego bać!

Podczas letnich wakacji w Szczawnicy, mój pakiet pobytowy zawierał między innymi kupon do SPA. Postanowiłam poddać się nowemu dla mnie zabiegowi mezoterapii igłowej. Szczerze mówiąc, trochę się go obawiałam ze względu na te igły, ale przemogłam się i postanowiłam chociaż raz spróbować.

Zacznę od przedstawienia Wam stanu mojej skóry. Mam 33 lata, skórę mieszaną ze skłonnością do trądziku. Na twarzy mam już zaznaczone pierwsze zmarszczki: mimiczne (na czole) oraz na szyi. Nie mam jeszcze tzw. kurzych łapek, a bruzdy nosowo-wargowe są bardzo słabo widoczne. Raczej nie mam przebarwień, ale znajdzie się kilka drobnych śladów potrądzikowych. Do tej pory, oprócz gotowych produktów z kwasami i retinoidami, nie stosowałam żadnych mocniejszych zabiegów na moją skórę.

Wizyta rozpoczęła się dokładną diagnozą stanu skóry. Osoba wykonująca zabieg zdecydowała o wykonaniu mocniejszego peelingu (kawitacyjnego - o tym napiszę Wam w innym poście). Skóra została znieczulona kremem EMLA i odkażona, a następnie wykonano zabieg głowicą z igłami o długości 0,5mm. Na koniec nałożono serum witaminowe i maskę.

Wrażenia z zabiegu:

  • Zalecono wykonanie znieczulenia, gdyż aparat wprowadzający igły pracuje dość szybko i wibruje, co (podobno) jest nieprzyjemne, a nawet bolesne.
  • Po zabiegu odradza się mycie twarzy do następnego dnia (mój zabieg odbył się popołudniu). Zabieg jest inwazyjny, więc trzeba bardzo uważać, aby skóry niczym nie zakazić. Zabronione są między innymi: basen, opalanie, makijaż (przynajmniej przez kolejne 24h). Trzeba też uważać na to, jakich kosmetyków używa się po zabiegu, ponieważ bariera jaką stanowi skóra nie jest w pełni sprawna i preparaty kosmetyczne wnikają w naskórek głębiej niż zwykle.
  • Prawdą jest, że mój zabieg został wykonany w lecie, ale uwierzcie mi trafiłam na bardzo profesjonalny gabinet i bardzo musiałam się naprosić, aby wykonanie tego zabiegu w ogóle wzięto pod uwagę. Ostatecznie zabieg został wykonany, gdyż utrzymywała się brzydka pogoda, obiecałam, że zrezygnuję z basenu i opalania (a nawet z wyjścia na spacer) i miałam ze sobą filtr 50 SPF.
  • Zaraz po zabiegu widoczne było lekkie zaczerwienienie (bez opuchlizny), które zniknęło po około godzinie. Brak było ran, czy siniaków, jak to opisują niektórzy po swoich zabiegach.
  • Dwa - trzy dni po zabiegu skóra była lekko chropowata, ale był to też moment, kiedy rewelacyjnie reagowała na kosmetyki, np. nałożenie nadzwyczajnej wody z MELVITY nie tylko silnie ujędrniało skórę, ale powodowało wyraźne spłycenie zmarszczek mimicznych.

Skorzystałam z okazji i podczas rozmowy w gabinecie dowiedziałam się nie tylko, że mezoterapię igłową możemy wykonać samodzielnie w domu, ale też jak to zrobić i jakich preparatów użyć. Firma, której produkty mi polecono to CLARENA. Rzeczywiście, w ich ofercie znalazłam zestaw do domowej terapii mikroigłowej (Caviar Roller Home Therapy, Domowa terapia mikroigłowa z kawiorem). Zakupów możemy dokonać bez problemu na ich stronie internetowej, co od razu sprawdziłam. Zamówienie zostało zrealizowane szybko i sprawnie. Zestaw zawiera nie tylko rolkę z igłami, ale też ampułki z serum oraz dokładną instrukcję w języku polskim.






Od czego zacząć?

Najpierw zakupiłam porządny środek odkażający. Polecono mi octenisept, który bez problemu znalazłam w aptece. Zabiegi najlepiej wykonuje mi się w piątkowy wieczór, po kąpieli. Najpierw oczywiście pozbywam się makijażu, dokładnie oczyszczam skórę i wykonuję peeling. Następnie na wacik nanoszę środek odkażający i bardzo dokładnie rozprowadzam na całym obszarze  skóry poddawanym zabiegowi (twarz, szyja, dekolt). Zgodnie z instrukcją, rolkę wielokrotnie przesuwam po powierzchni skóry w różnych kierunkach, partia po partii, dostosowując nacisk do wrażliwości danego obszaru. Następnie zawartość ampułki rozprowadzam w dłoniach i nanoszę na poddaną zabiegowi skórę. Po zabiegu rolkę należy odkazić zgodnie z instrukcją (środek odkażający, wrzątek). Rolka z zestawu wystarcza na około 10 zabiegów.

Zabieg mezoterapii igłowej, wykonany przeze mnie w domu, NIE JEST BOLESNY I NIE WYMAGA ZNIECZULENIA. Wrażenie jest może chwilami nieprzyjemne, ale naciskiem rolki możemy to odczucie regulować. Porównałabym je do dotyku ostrej szczotki.

Co do gotowego zestawu to mój miał jedną, szczególną wadę: rolka już po pierwszym użyciu zaczęła przeraźliwie piszczeć, jakby wymagała naoliwienia...

Efekty?

Przede wszystkim po każdym zabiegu obserwuję złuszczanie naskórka, co przekłada się na późniejsze polepszenie wyglądu skóry. Po zabiegu skóra lepiej wchłania nanoszone na nią substancje, więc staram się dobrać jak najkorzystniejszy skład kosmetyków. Po 11 zabiegach moje zmarszczki nadal nie zniknęły. Zupełnie mnie to nie martwi, ponieważ dowiedziono naukowo, że to nie zmarszczki, ale przebarwienia i różne "nierówności" skóry odbieramy negatywnie jako oznaki starzenia się. Te z kolei zdecydowanie się u mnie zmniejszyły i myślę, że mezoterapia igłowa odegrała tu bardzo ważną rolę. Konkretniej: dziś drugi raz poszłam do pracy bez makijażu. W moim przypadku jest to duża różnica, bo do tej pory stan skóry nie pozwalał mi swobodnie czuć się bez podkładu mineralnego. Moja cera nadal nie jest idealna, ale różnica jest znaczna i mam nadzieję, że stan skóry jeszcze się poprawi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz