wtorek, 26 maja 2015

Olejek do włosów OJON

Kilka miesięcy temu zakupiłam mieszaninę olejków marki OJON, o działaniu odmładzającym (cokolwiek miałoby to znaczyć w przypadku włosów:-), przeznaczoną do włosów cienkich i delikatnych. W opakowaniu tworzy on kolorową kompozycję i przed użyciem należy go dokładnie wymieszać. Dostępny jest między innymi w SEPHORZE, gdzie kosztuje 34 euro. Na zakup zdecydowałam się mogąc skorzystać z promocji, co znacznie obniżyło cenę: do 17 euro. 


W swym składzie posiada 7 rzadkich olejków (szczegóły na zdjęciu poniżej):



Olejek miał być lekki w użyciu, miał odbudowywać i chronić, jednak zdecydowanie obciąża moje włosy. Oczywiście próbowałam używać go na różne sposoby (na suche lub na wilgotne jeszcze po umyciu włosy - mała kropla roztarta w dłoniach, a następnie rozprowadzana tylko na dolnych partiach włosów, albo nakładanie na włosy 15 min przed myciem). Niestety olejek za każdym razem obciąża włosy, nie wykazując żadnych innych zauważalnych właściwości pielęgnacyjnych. Jedynym plusem jest przyjemny zapach, ale nie z tego powodu go kupiłam. Kosmetyk zaliczam do zdecydowanie nieudanych, co przy tak wysokiej cenie jest szczególnie rażące. Może teraz, kiedy włosy są lekko przesuszone zabiegiem BEACH WAVES, uda mi się go zużyć.

poniedziałek, 25 maja 2015

Czy znacie kosmetyki Dr. Hauschka?

Kosmetyki marki Dr. Hauschka są bardzo popularne. Do tej pory nie miałam jednak okazji ich wypróbować, więc ucieszyłam się widząc w ofercie sklepu internetowego (www.mondebio.com) zestawy miniatur. Zdecydowałam się na dwa z nich: oczyszczający i pielęgnujący.



Przede wszystkim zestawy takie są bardzo dobrym pomysłem dla wszystkich, którzy chcą zapoznać się z daną gamą produktów bez kupowania pełnowymiarowych opakowań, których zużycie może zająć nawet kilka miesięcy. Myślę, że każda z nas przynajmniej raz doświadczyła sytuacji, kiedy płacimy za produkt ostatecznie nietrafiony. Marnujemy środki finansowe, albo też męczymy się przez wiele tygodni próbując zużyć znienawidzony kosmetyk. Doceniam więc strategię sprzedaży wprowadzoną przez markę Dr. Hauschka. Szczególnie w sytuacji, kiedy nie wszystkie "testowane" produkty zrobiły na mnie wrażenie.

W oko rzucają się estetyczne, metalowe opakowania, w jakich umieszczono produkty. Oprócz opisów na każdym kosmetyku, wewnątrz pudełka znajdują się obszerne ulotki opisujące produkty; zastosowanie i ich sposób użycia.

Następną rzeczą, która mi się spodobała to składy produktów. Kosmetyki Dr. Hauschka są produktami certyfikowanymi - oznaczone są znakiem BDIH, oznaczającym pochodzenie naturalne składników. Zawierają wiele korzystnych dla skóry substancji. Szczegóły możecie sprawdzić na zdjęciach poniżej:



Mam skórę mieszaną, z tendencją do zmian trądzikowych i z tego powodu najpierw wypróbowałam zestaw oczyszczający. Najbardziej spodobał mi się krem do mycia twarzy - Cleansing Cream. Forma gęstej papki z granulkami okazała się zaskakująco delikatna, nawet dla mocno podrażnionej cery. Krem ma ziołowy zapach, ale dość przyjemny. Co dla mnie bardzo ważne: nie wysuszał, a wręcz zostawiał na skórze film. Bardzo się ucieszyłam znajdując ten sam krem również w drugim zestawie. Jest bardzo wydajny, więc dwie tubki wystarczyły mi prawie na trzy tygodnie. Tonik - Clarifying Toner - nie zrobił na mnie wrażenia. Po użyciu skóra była dziwna w dotyku. Nie poprawił on też stanu mojej skóry. Podobnie było z olejkiem - Clarifying Day Oil. Mimo, że okazał się bardzo wydajny i wystarczył na około 3 tygodnie, nie zauważyłam korzyści z jego stosowania. Jego wadą było natomiast świecenie skóry i utrudnienie wykonania makijażu (w zaleceniach producent podaje, że nadaje się on do porannego stosowania). Kąpiel parowa, a co za tym idzie płyn do parowej kąpieli - Clarifying Steam Bath - nie nadaje się dla wszystkich. Również w jego przypadku nie zaobserwowałam żadnego szczególnego działania. Nie zauważyłam korzystnego wpływu maseczki rewitalizującej - Revitalising Mask, a zdecydowanie negatywne wrażenie wywarł na mnie krem z wyciągiem z melisy - Melissa Day Cream. Jego zapach wydał mi się bardzo chemiczny i stosowanie było nieprzyjemne. Nie zaobserwowałam jego wpływu na moją skórę (wystarczył mi na ponad tydzień). Strzałem w dziesiątkę okazała się maska oczyszczająca w formie proszku - Clarifying Clay Mask. Niezwykle delikatna tekstura i bardzo łatwe przygotowanie idą w parze z kojącym i oczyszczającym działaniem. Dodatkowo produkt okazał się bardzo wydajny.
W zestawie pielęgnującym (oprócz kremu do mycia twarzy - Cleansing Cream) znalazło się mleczko oczyszczające - Soothing Cleansing Milk, tonik - Facial Toner, oraz trzy kremy: różany - Rose Day Cream, rewitalizujący - Revitalising Day Cream oraz na bazie wyciągu z pigwy - Quince Day Cream. Mleczko nie radziło sobie z usuwaniem makijażu, mimo iż w opisie zaznaczono, że nie tylko oczyszcza, ale też służy właśnie do demakijażu. Podobnie jak tonik z zestawu oczyszczającego - ten również nie zrobił na mnie wrażenia. Co do kremów, to wszystkie miały drażniące chemiczne zapachy. Zauważalne działanie (nawilżający, nadający elastyczność) miał tylko ten różany, ale dla mnie był on jednak zbyt ciężki pod makijaż.

Podsumowując, zakup miniatur pozwolił mi sprawdzić wiele produktów marki Dr. Hauschka. Okazało się, że tylko nieliczne z nich się u mnie sprawdziły. Jednak żaden testowany produkt nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia, żeby zachęcić mnie do kolejnego zakupu.

BEACH WAVES - 1,5 tygodnia po zabiegu

Wiele osób zastanawia się, jak mocny efekt skręcenia włosów otrzymujemy po zabiegu BEACH WAVES (L'Oréal). Postanowiłam pokazać Wam, jak wyglądają moje włosy bez dodatkowych zabiegów.

Od zabiegu BEACH WAVES minęło 1,5 tygodnia. Na zdjęciu możecie zobaczyć efekt na włosach umytych i swobodnie wysuszonych (zero suszarki, papilotów, pianek, płynów, itd.). Przypominam, że moje włosy są naturalnie proste i zupełnie niepodatne na układanie, czy kręcenie. Mokre włosy kręcą się, więc efekt zabiegu jeszcze nie ustąpił, ale bez dodatkowego "wspomagania" (np. kręcenia na papilotach, specjalnego suszenia, kosmetyków), fale są prawie niewidoczne.


Tak skręcają się włosy, gdy są mokre:


a tak wyglądają po wysuszeniu na papilotach i stylizacji sprayem BEACH WAVES:


sobota, 23 maja 2015

Co zabrałam ze sobą w kosmetyczne na "tropikalne" wakacje

Maj niezmiennie zachęca do wiosennego odpoczynku. W tym roku udałam się na odpoczynek na Maderę. Leżąca kilkaset km od wybrzeża Afryki wyspa ma podzwrotnikowy klimat. Mam nadzieję, że moje doświadczenia opisane w tym poście pomogą Wam przygotować kosmetyczki na wakacje w cieplejszym klimacie.

Ze względu na nasłonecznienie o wiele mocniejsze niż w Paryżu, zadbałam głównie o ochronę przeciwsłoneczną. Zabrałam nie tylko mleczko do ciała ANTHELIOS XL marki LA ROCHE-POSAY (ochrona przeciwsłoneczna: SPF50+, działanie przeciw UVA i UVB), ale też krem-żel do twarzy (również ANTHELIOS XL, LA ROCHE-POSAY, o suchym/matowym wykończeniu i równie silnym działaniu co mleczko do ciała). Znając je dobrze, do kosmetyczki dołożyłam dobrej jakości płyn do demakijażu (oba kosmetyki są częściowo oporne na zmywanie mydłem); w moim przypadku była to różowa Bioderma. Zabrałam lekki krem nawilżający do twarzy oraz maseczki, żeby w razie czego ukoić skórę podrażnioną działaniem wiatru i słońca. Jeśli chodzi o makijaż, to zabrałam produkt, który z powodzeniem używam na co dzień: podkład mineralny z filtrem SPF15.



Jak sprawdziły się te produkty?

Silna ochrona przeciwsłoneczna okazała się absolutnie konieczna. O mocy filtrów przekonałam się podczas spaceru po lesie(!). Obszar skóry na ramionach, na krawędzi z ubraniem, niedokładnie posmarowany kosmetykiem mocno się zaczerwienił. Dodam jeszcze, że moja skóra opala się raczej z trudem, a już niezmiernie rzadko na czerwono. Świadczy to o sile promieniowania słonecznego na wyspie. Jeśli chodzi o skórę zabezpieczoną filtrami, to zdecydowanie spełniły one swoją rolę.
Drugą kwestią, o której nawet nie pomyślałam przed wyjazdem, jest problem z odparzeniami. Mimo iż temperatura na Maderze nie jest wysoka (20-24°C), to pomimo odpowiedniego obuwia (trekingowe z membranami zapewniającymi wymianę powietrza) i odzieży (sportowa, przewiewna), odparzenia miałam na stopach i na tułowiu (od ramiączek biustonosza, od plecaka). Nie mając żadnego środka na odparzenia, próbowałam ratować się kremem do twarzy. Na szczęście przyniósł on ukojenie zaczerwienionej i piekącej skórze, a następnego dnia po problemie nie było nawet śladu.

środa, 20 maja 2015

Beach Waves, czyli letnia fryzura

Będąc kilka dni temu w Polsce zdecydowałam się na zmianę fryzury. Moje naturalne włosy są zupełnie proste, cienkie i niepodatne na układanie. Brak im objętości. Są długie na ok. 45 cm (lekko za ramiona). Chodziło mi o fryzurę bez grzywki, łatwą w utrzymaniu. W tym momencie nie zdecydowałam się na obcięcie włosów, ale postanowiłam poeksperymentować i zmienić fakturę fryzury.

O zabiegu Beach Waves (czyli plażowe fale) dowiedziałam się już w zeszłym roku z prasy, internetu, a nawet witryn salonów fryzjerskich. Nie wszystkie salony go wykonują i ostatecznie wybrałam, nieznany mi wcześniej, salon fryzjerski sieci ERIC STIPA w krakowskim centrum handlowym M1 (Al. Pokoju 67). Jest to zabieg przygotowany przez markę L'Oréal. Zamierzony efekt zabiegu to zwilżone morską wodą delikatne loki, utrzymujące się ok. 6 tygodni.

Wizyta w salonie zajęła ponad 1,5 h. Najpierw przeprowadzono ze mną rozmowę na temat moich oczekiwań i diagnostykę stanu moich włosów. Potem mycie i zalecone w moim przypadku delikatne cieniowanie końcówek. Kolejnym etapem było nałożenie pierwszego odczynnika na włosy zakręcone wcześniej na papiloty. Odczynnik zabezpieczono na włosach folią i pozostawiono na 15 min. Jedyną niedogodnością jest zdecydowanie nieprzyjemny zapach produktu użytego do zabiegu. Oczekiwanie na fotelu masującym poprawia komfort klientów w tym salonie:-) Potem płukanie i delikatne mycie włosów, a dopiero potem płyn neutralizujący (mam nadzieję, że nie pomyliłam tu kolejności). Ostatnim etapem było suszenie (suszarka z dyfuzorem) i modelowanie: nałożenie pianki i sprayu z solą nadającego teksturę, efekt plażowych fal (L'Oréal, 68 zł). Koszt całej wizyty: 328 zł (zabieg Beach Waves, mycie, strzyżenie oraz spray L'Oréal - widoczny na zdjęciu poniżej).


Efekt po wyjściu z salonu, w moim przypadku, rzeczywiście przypomina ten ze zdjęć reklamowych i jak na razie jestem bardzo zadowolona. Dam Wam znać jak długo efekt się utrzymał i jak wyglądają włosy po kilku tygodniach od zabiegu.

Zalecenia po zabiegu:
- grzebień z rzadkimi zębami,
- szampon i odżywka do włosów po trwałej (ja wybrałam produkty do włosów zniszczonych marki TONI&GUY, do kupienia w drogerii Rossmann, cena z rabatem: 24,99 zł za szampon i tyle samo za odżywkę, oraz Balsam Upiększający Essence Ultime, Omega Repair do włosów zniszczonych i osłabionych, Schwarzkopf, 22,99 zł, Rossmann),
- pianka stylizująca, zwiększająca objętość (mój wybór to AUSSIE; MIRACLE STYLING MOUSSE VOLUME + CONDITIONING, 21,99 zł, Rossmann),
- spray z solą, nadający teksturę plażowych fal (L'Oréal, 68 zł, salony fryzjerskie),
- do suszenia poleca się suszarkę z dyfuzorem,
- włosy można też zakręcać na papiloty.